Wszyscy oprócz Irri'ego odruchowo cofnęli się, widząc długie kły. Dhramonka też była wstrząśnięta, bowiem jeszcze nie widziała wściekłego Sliguha. Dla niej był on przerażający. To co innego niż ten drugi starszy. Nawet go nie znała. Jednak sądząc po reakcji innych, doszła do wniosku, że lepiej unikać innych z jego gatunku. Co takiego mieli w sobie, że wszyscy ich się bali? Mimo niewiedzy ją też obleciał strach, chociaż próbowała to ukryć za pomocą obojętnej mimiki, lecz zdradzały ją oczy.
Spod ciemnego kaptura czerwono-żółte ślepia bacznie obserwowały każdego z osobna. Kąciki ust powoli powędrowały ku górze. Uwielbiał oglądać czyjeś przerażenie. Niespodziewanie ukłonął się zdziwionemu władcy, który dotychczas sądził, że Virael ma zamiar zamordować wszystkich z zimną krwią.
- Wiedział władca o młodej Dhramonce, która nie wie, kim jest, nieprawdaż?
Zamiast odpowiedzieć, skinął ręką na kogoś stojącego za tronem. Z mroku wyłonił się szczupły mężczyzna, a raczej leśny elf. Długie blond włosy były zaplecione w warkocz, w którego wpleciono liście G'nkola. Zielone oczy bystro spoglądały na mrocznego przedstawiciela swej rasy. W nich była zawarta pewna tajemnica, którą skrzętnie krył przed światem.
Kolejna osoba bez maski, przemknęło przez głowę Sliguha.
Był dobrze uzbrojony, do pasa miał przypięty długi sztylet, a na ramieniu zawieszony łuk i skórzany kołczan pełen strzał z gałęzi mistycznego drzewa. Lekką zbroję, a zarazem mocną doskonale dopasowano do sylwetki, by nie krępowała ruchów podczas łowów.
Łowy...? Skąd to określenie przyszło mi do głowy?
Z chytrym uśmiechem obejrzał jeszcze raz leśnego elfa od stóp do głowy. Uzbrojenie niemal identyczne jak u Hunterów. Czyżby jeden z nich służył królowi? Błyskawicznie kucnął, sięgając lewą dłonią do tyłu, by mocno chwycić za rękojeść Smoczego Szkła, kiedy zauważył, że nieznajomy Hunter gładko wyjął miecz z pochwy. Był to odruch instynktowny. Często bywał w takich sytuacjach.
- Nie pokonasz mojego kompana. Nigdy ci się nie uda.
Virael odwrócił głowę w kierunku Irri'ego, który uważnie wpatrywał się w obcego elfa. Co było jeszcze dziwne, uśmiechał się szeroko.
Wszyscy jesteśmy stworzeni do mordowania. To nasza prawdziwa natura. - Wysłał myśl do Viraela.
Na jego twarzy odmalowało zaskoczenie. Nie spodziewał się tego. Uważał, że Irri jest inny. Zawsze był znacznie spokojniejszy niż on sam. Rzadko też się uśmiechał w taki sposób.
Usłyszał za sobą ciche stęknięcie i błyskawicznie odwrócił głowę w kierunku przeciwnika, wyjmując długi sztylet i podnosząc go poziomo do góry. Rozległ się głuchy odgłos uderzenia broni, co nieco zirytowało mrocznego elfa.
- Chciałeś mnie zranić albo zabić, leśniaku? - rzucił pogardliwie.
Powoli podniósł się z pozycji kucącej do stojącej, cały czas obserwując ciało leśnego pobratymca. Jego uśmiech poszerzał się powoli wraz z rosnącym gniewem widocznym w oczach Prinse'a, co było nazwą leśniaków.
- Rasa Sliguhów nie powinna istnieć w ogóle! - syknął głośno do mrocznego elfa. Zrobił szybki wypad w jego kierunku, lecz go nie trafił.
To się potoczyło błyskawicznie. Prinse nie miał pojęcia, jak jego wróg to zrobił. Zdumiony obserwował, jak biała broń wyślizguje z jego dłoni, leci kawałek w powietrzu i opada na ziemię z głośnym brzękiem. Momentalnie zamarł w bezruchu, kiedy poczuł ciepły oddech tuż przy swoim uchu.
- Mój przyjaciel zawsze ma rację. Dlatego też ci dobrze radzę, lepiej nie zadzieraj ze mną. Następnym razem to ty będziesz trupem, nie ja... - szepnął, a potem mocno uderzył zaciśniętą pięścią w brzuch leśniaka.
Mimo dosyć grubej zbroi silnie to odczuł. Zgiął się wpół, oddychając ciężko. Niepewnie spojrzał w oczy Sliguha. Nienawidził być przerażony, a takie uczucie nawiedziało na widok swych mrocznych kuzynów. Spojrzał na jego długie kły obnażone w złowieszczym uśmiechu i gwałtownie upadł do tyłu, uświadamiając sobie pewny fakt.
- T-ty... Ty... jesteś... Viraelem Serghonem...?
- Ach... Zęby mnie zdradziły. - Przejechał rozwidlonym językiem po ostrych kłach.
Prawą dłonią chwycił za smukłą szyję leśnego elfa i sięgnął do jego kieszeni. Wyjął certyfikat, typowy dla Hunterów.
Po sali niespodziewanie rozległ się szyderczy śmiech, od którego zgromadzeni w sali tronowej wzdrygnęli. Wszyscy bez wyjątku zerknęli w stronę mrocznego elfa, który tymczasem zdjął kaptur z głowy. Z kilku gardeł wyrwało się cichy okrzyk na widok smoczych tatuaży.
- Zabójca smoków...? Co ty tutaj robisz?! - Okrzyk pełen skargi wydobył się z gardła Dhramonki.
- Przyjaciel mnie zaprosił. - Uśmiechnął się drapieżnie w kierunku kobiety.
Spod ciemnego kaptura czerwono-żółte ślepia bacznie obserwowały każdego z osobna. Kąciki ust powoli powędrowały ku górze. Uwielbiał oglądać czyjeś przerażenie. Niespodziewanie ukłonął się zdziwionemu władcy, który dotychczas sądził, że Virael ma zamiar zamordować wszystkich z zimną krwią.
- Wiedział władca o młodej Dhramonce, która nie wie, kim jest, nieprawdaż?
Zamiast odpowiedzieć, skinął ręką na kogoś stojącego za tronem. Z mroku wyłonił się szczupły mężczyzna, a raczej leśny elf. Długie blond włosy były zaplecione w warkocz, w którego wpleciono liście G'nkola. Zielone oczy bystro spoglądały na mrocznego przedstawiciela swej rasy. W nich była zawarta pewna tajemnica, którą skrzętnie krył przed światem.
Kolejna osoba bez maski, przemknęło przez głowę Sliguha.
Był dobrze uzbrojony, do pasa miał przypięty długi sztylet, a na ramieniu zawieszony łuk i skórzany kołczan pełen strzał z gałęzi mistycznego drzewa. Lekką zbroję, a zarazem mocną doskonale dopasowano do sylwetki, by nie krępowała ruchów podczas łowów.
Łowy...? Skąd to określenie przyszło mi do głowy?
Z chytrym uśmiechem obejrzał jeszcze raz leśnego elfa od stóp do głowy. Uzbrojenie niemal identyczne jak u Hunterów. Czyżby jeden z nich służył królowi? Błyskawicznie kucnął, sięgając lewą dłonią do tyłu, by mocno chwycić za rękojeść Smoczego Szkła, kiedy zauważył, że nieznajomy Hunter gładko wyjął miecz z pochwy. Był to odruch instynktowny. Często bywał w takich sytuacjach.
- Nie pokonasz mojego kompana. Nigdy ci się nie uda.
Virael odwrócił głowę w kierunku Irri'ego, który uważnie wpatrywał się w obcego elfa. Co było jeszcze dziwne, uśmiechał się szeroko.
Wszyscy jesteśmy stworzeni do mordowania. To nasza prawdziwa natura. - Wysłał myśl do Viraela.
Na jego twarzy odmalowało zaskoczenie. Nie spodziewał się tego. Uważał, że Irri jest inny. Zawsze był znacznie spokojniejszy niż on sam. Rzadko też się uśmiechał w taki sposób.
Usłyszał za sobą ciche stęknięcie i błyskawicznie odwrócił głowę w kierunku przeciwnika, wyjmując długi sztylet i podnosząc go poziomo do góry. Rozległ się głuchy odgłos uderzenia broni, co nieco zirytowało mrocznego elfa.
- Chciałeś mnie zranić albo zabić, leśniaku? - rzucił pogardliwie.
Powoli podniósł się z pozycji kucącej do stojącej, cały czas obserwując ciało leśnego pobratymca. Jego uśmiech poszerzał się powoli wraz z rosnącym gniewem widocznym w oczach Prinse'a, co było nazwą leśniaków.
- Rasa Sliguhów nie powinna istnieć w ogóle! - syknął głośno do mrocznego elfa. Zrobił szybki wypad w jego kierunku, lecz go nie trafił.
To się potoczyło błyskawicznie. Prinse nie miał pojęcia, jak jego wróg to zrobił. Zdumiony obserwował, jak biała broń wyślizguje z jego dłoni, leci kawałek w powietrzu i opada na ziemię z głośnym brzękiem. Momentalnie zamarł w bezruchu, kiedy poczuł ciepły oddech tuż przy swoim uchu.
- Mój przyjaciel zawsze ma rację. Dlatego też ci dobrze radzę, lepiej nie zadzieraj ze mną. Następnym razem to ty będziesz trupem, nie ja... - szepnął, a potem mocno uderzył zaciśniętą pięścią w brzuch leśniaka.
Mimo dosyć grubej zbroi silnie to odczuł. Zgiął się wpół, oddychając ciężko. Niepewnie spojrzał w oczy Sliguha. Nienawidził być przerażony, a takie uczucie nawiedziało na widok swych mrocznych kuzynów. Spojrzał na jego długie kły obnażone w złowieszczym uśmiechu i gwałtownie upadł do tyłu, uświadamiając sobie pewny fakt.
- T-ty... Ty... jesteś... Viraelem Serghonem...?
- Ach... Zęby mnie zdradziły. - Przejechał rozwidlonym językiem po ostrych kłach.
Prawą dłonią chwycił za smukłą szyję leśnego elfa i sięgnął do jego kieszeni. Wyjął certyfikat, typowy dla Hunterów.
Po sali niespodziewanie rozległ się szyderczy śmiech, od którego zgromadzeni w sali tronowej wzdrygnęli. Wszyscy bez wyjątku zerknęli w stronę mrocznego elfa, który tymczasem zdjął kaptur z głowy. Z kilku gardeł wyrwało się cichy okrzyk na widok smoczych tatuaży.
- Zabójca smoków...? Co ty tutaj robisz?! - Okrzyk pełen skargi wydobył się z gardła Dhramonki.
- Przyjaciel mnie zaprosił. - Uśmiechnął się drapieżnie w kierunku kobiety.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz