Przebłyski złowieszczego spojrzenia, intensywnego blasku jego oczu... one patrzą na ciebie. Nie, one PRZECINAJĄ cię spojrzeniem. Wiesz, że zaraz się na ciebie rzuci. Wiesz, że już nie masz dokąd uciec...
I przez chwilę się zastanawiasz, czy w ogóle CHCESZ uciec...
Stał w naprzeciwległym kącie sali. Czekaj, to była sala?
Nie, to była wielka, mroźna PUSTKA. Tak, pustka. To najlepsze określenie tego więzienia. Żadnych drzwi, żadnych okien i tylko jeden strumień światła, pozwalający ci spojrzeć na twego oprawcę.
Był niesamowicie wysoki, z pewnością ponad dwa metry. Jego ciało okalały skrzydła. Wielkie, poszrpane skrzydła. Z jego głowy wystawała para długich, demonich rogów. Ale, ku twemu zaskoczeniu, to nie wzrost, ani demonie symbole zwróciły twoją uwagę w największej mierze.
Mięśnie, malujące się na jego klatce piersiowej, były zarysowane tak intensywnie, że nie mogłaś odciągnąć od nich wzroku. Miałaś ochotę podejść i ich dotknąć, poczuć tę niesamowitą siłę na właśnej skórze, delektować się jego ciepłem, jego delikatną, fioletową skórą…
A wtedy spojrzałaś wyżej. Para jarzących się oczu spoglądała na ciebie. Przeszywała wzrokiem na wskroś… Poczułaś dreszcz, biegnący przez cały kręgosłup.
A wtedy usłyszałaś kroki.
Tak, to on! Zbliża się, pokonał już metr! Idzie ku tobie! Idzie! Jest blisko, zaczynasz czuć jego intensywny, męski zapach…
Stoi naprzeciw ciebie, wasze ciała dzielą centymetry… kilka krótkich, cholernych centymetrów… no dalej, zbliż się! Jeszcze trochę!
Podniósł rękę i położył na twoim biodrze. Fala gorąca zalała twoje ciało. Szybkim szarpnięciem przyciągnął cię do ciebie, tak, że teraz przylegałaś ciałem do niego.
I nagle w mroźnej pustce zrobiło się dziwnie gorąco…
Podniosłaś obie dłonie i oparłaś o tę cudowną klatę. Mięśnie, były tak niesamowicie twarde, takie wyćwiczone… na chwilę całkowicie zapomniałaś, że on jest oprawcą, mordercą, zdrajcą… liczyło się tylko to, że jesteście tutaj. Razem.
I że nikt nie może wam przeszkodzić.
Jego zapach teraz przenikał intensywnie do twych nozdrzy, a ciepło jego wysportowanego ciała okalało cię. Jego ruchy były szybkie, gwałtowne, silne, brutalne, a od samej jego osoby bił chłód. Jednocześnie był jakiś taki… biedny. Nie, to złe określenie. Był męczennikiem, był ranny, był UMIERAJĄCY. Coś cię tknęło. Przyległaś do niego bardziej, wtuliłaś się w jego klatę. Na chwilę wstrzymałaś oddech.
Ruszył się.
Nie, nie ruszył. On po prostu się rzucił.
To była chwila.
Złapał cię za ramiona i popchnął z morderczą siłą do tyłu. Po chwili natknęłaś na opór ściany i mocno walnęłaś w nią plecami. Ból jednak nie nastąpił. Była tylko fascynacja.
Zbliżył się znowu. NAPIERAŁ na ciebie, zamknął cię między swoim ciałem, a ścianą. Zbliżył usta do twojego ucha, a z jego gardzieli wydobył się cichy pomruk…
Cichy, nieco chrapliwy, podniecający pomruk…
Dyszałaś głośno, bicie twojego serca było szybkie i głośne, co tylko pobudzało jego pierwotne, zwierzęce instynkty. Czułaś jego narastające podniecenie, gdy delikatnie ocierał się o twoje ciało. Przez chwilę czułaś się jak więzień, jak uwięzione dziecko, zabrane od ciepła mamy i wrzucone w sam wir cierpienia.
Ale chwilę później poczułaś się jak kobieta.
Jego dłoń zjechała z ramienia i powędrowała przez piersi, brzuch, aż do wewnętrznej strony ud. Druga ręka zaraz przebyła tę samą pielgrzymkę, a sam demon zaraz podniósł cię tak, że mogłaś spojrzeć mu prosto w oczy. Instynktownie owinęłaś nogi wokół jego pasa. Nie wiadomo dlaczego, nagle poczułaś silną potrzebę wypięcia się i otarcia piersiami o jego rozgrzany tors, co oczywiście zrobiłaś. Chwilę później ujrzałaś delikatny uśmiech na ustach oprawcy, rozświetlonych bladym blaskiem jego przeklętych oczu.
Rozpaliła się w tobie kobiecość.
Powędrował wargami do twojej szyi, by zaznaczyć na niej językiem delikatną strużkę śliny. Zarzuciłaś mu ręce za plecy i przyciągnęłaś mocniej do siebie.
Rozpaliła się w tobie potrzeba.
Wypinałaś swoje ciało, by być jak najbliżej niego. Ręce wplotłaś w jego długie, hebanowe włosy, mącąc w nich roztapirzonymi palcami i, pozostawszy je w nieładzie, twoje dłonie obrały kurs po jego szyi, potem przez obojczyk, na końcu stacjonując na torsie, gdzie zaczęły wądzić bez większego celu, dla czystej przyjemności.
Dla czystej rozkoszy.
Rozpalił się w tobie instynkt.
Jego palce, zwieńczone długimi, ostrymi pazurami, zaczynały się wspinać. Zaznaczyły linię twojego smukłego wcięcia w talii, ominęły ramiona i skierowały się ku szyi. Szybkim, brutalnym ruchem odsunął twoją głowę, aż miałaś wrażenie, że prawie skręcił ci kark. Szponem przejechał po całej długości szyi, tym samym znacząc nurt, który chwilę później się zaczerwienił, a ty poczułaś delikatne pieczenie. Zbliżył głowę. Poczułaś, jak jednym ruchem języka zlizał posokę. Przesunął głowę, która znalazła się przed twoją twarzą.
Znów, dzieliły was jedynie centymetry.
Wysunął język i przejechał nim po twoich ustach, zaznaczając je rubinowym kolorem twojej własnej krwi, jak szminką.
Spojrzał na ciebie. Spojrzałaś na niego
Oboje już nie byliście w stanie się opanować.
Zwierzę. Tak można go opisać. Brutalnym ruchem rzucił cię na podłogę. Zamknęłaś oczy i dzielnie przetrzymałaś ból, który towarzyszył upadkowi. Zaraz potem poczułaś, jak wbija się w twoje usta, nie okazując skruchy.
To nie był pocałunek, a na tobie nie leżał książę. To było zwierzęce zachowanie mordercy, chcącego zaspokoić swoje pierwotne instynkty przetrwania. A wybór padł na ciebie.
Chwilę później poczułaś, jak jego silna dłoń zaciska się na twojej sukience i jednym szybkim, pewnym ruchem dosłownie zrywa ją z ciebie. Był podniecony, tak niezmiernie podniecony! Pełen niecierpliwości zdarł z ciebie biustonosz, uwalniając dwie jędrne piersi.
Poczułaś potworny ból, gdy otoczył je dłońmi i zaczął brutalnie ugniatać. Wraz z cierpieniem szła rozkosz, wypełniająca każdy skrawek twojego ciała. Jedną dłoń odsunął od piersi i powędrował w dół, ku przeszkodzie między jego męskością, a twoim kwiatem kobiecości. Rozerwał ostatni fragment bielizny, odsunął swoje spodnie, wyjątkowo teraz ciasne, i…
BÓL.
Tak, był w tobie. Dobitnie, niezaprzeczalnie BYŁ W TOBIE. Nie byłaś już dziewicą.
Byłaś kochanką demona.
Szybko ruszał biodrami, dając upust swemu podnieceniu, nie zwracając uwagi na ból, jakiego doświadczałaś. Przez chwilę tłumiłaś w gardle krzyk, ale potem wybuchłaś salwą wrzasków i jęków, które jednak rogaty puścił koło uszu, całkowicie oddając się błogiemu uczuciu rozkoszy.
Nie byłaś w stanie określić, jak duży jest pokój, w którym się znajdowaliście. Krzyk niósł się potężnym echem, wędrując przez wiele metrów. Cokolwiek widziałaś tylko dzięki skromnemu słupowi światła, który lśnił nieśmiało tuż obok.
Ale to wszystko się nie liczyło. Dla ciebie był tylko on, ten brutalny demon. Ten morderca. Ten zdrajca.
Twoje krzyki przerodziły się w jęki, a potworny ból mieszał się z rozkoszą. Po chwili objęłaś nogi wokół jego pasa, jakbyś chciała bardziej przycisnąć go do siebie, i złapałaś go za szyję, po czym przycisnęłaś do swoich piersi, których sutki zaczął bezwstydnie ssać i lizać. Przez całe twoje ciało po raz kolejny przelała się fala gorąca, podniecenia, tego błogiego uczucia, którego nie potrafiłaś wyrazić słowami.
Ale po cóż słowa? Byłaś ty, był on. Kochałaś się z poszukiwanym zdrajcą w rytm echa twoich jęków, gdzieś w zapomnianym przez świat więzieniu.
Było po prostu cudownie.
Nim się zorientowałaś, co się dzieje, twoje wnętrze wypełniła ciepła, biała substancja. Demon najwyraźniej zwieńczył swój akt miłosny, ponieważ zaczął wyciągać z twego wnętrza członka, oblepionego lepką spermą, i wstał, jak gdyby nigdy nic.
Nie byłaś pewna, jak miałaś się zachować. Nagle poczułaś strach, ściskający twoje gardło. Podniosłaś się, nadal jednak siedząc na ziemi, i wpatrywałaś wyczekująco w oprawcę.
Podszedł i mocno wplótł dłoń w twoje włosy. Poczułaś ból, gdy szarpnął głową i przystawił ją do członka.
Nie musiał się domagać, sama potulnie przejechałaś kilkakrotnie językiem po jego męskości, by w końcu bezwstydnie wziąć go całego do ust. Twoje poczynania nie były subtelne – od razu zaczęłaś go ssać i gładzić językiem, jednocześnie wydając z siebie podniecające jęki i ruszając krągłościami. Podszczypywałaś swoje sutki, bawiłaś się piersiami, a wszystko to, by twój kochanek miał co oglądać.
Tak, to nie był już twój gwałciciel. To był twój kochanek.
Nim minęły dwie minuty, demon puścił twoje włosy, wyjął z ust swoją męskość i upadł na kolana. Usiadł na tobie i, ku twemu głębokiemu zdziwieniu, z delikatnością ujął oburącz twoją twarz i złączył wasze usta w głębokim pocałunku. Po chwili osłupienia oddałaś pocałunek.
Narodziło się w was uczucie.